In my Kindle, czyli co Sabina czyta nocą.

In my Kindle, czyli co Sabina czyta nocą.

Dawno mnie nie było, ale to dlatego, że czekałam na artykuł o kilku książkach, który obiecała mi moja przyjaciółka i oto jest po miesiącu oczekiwania.

Podobny obraz
RECENZJA SERII "KWIAT PAPROCI" KATARZYNY BERENIKI MISZCZUK!

Pod koniec roku akademickiego, kiedy wielkimi krokami zbliżała się premiera ostatniej części przygód "nieustraszonej" Gosławy Brzózki, namówiłam Sabinę, żeby zerknęła na pierwszą część serii pt. "Szeptucha". Wiedziałam, że tak jak ja nie czytuje ona polskich autorów, bo nie przemawia do niej opowieść o Kasi, Basi czy innej Asi (ja także bardzo długo się nie mogłam do takowych przekonać). Ale po moich namowach i zostawieniu jej na pulpicie laptopa e-booka pierwszego tomu, skusiła się i wiem, że nie żałowała, bo męczyła mnie zapalonym światłem w pokoju przez kilka następnych nocy (dzięki Ci Boże za opaski na oczy do spania!).
Zgodziła się także napisać kilka słów na temat serii i jest to jej debiut na blogu <3


Weles, Swarożyc, czy raczej Hades i Apollo? Legendarny kwiat paproci, czy złote runo? Jesteśmy Polakami, a jednak zdecydowanie bliższe są nam wierzenia starożytnych Greków i Rzymian. Większość z nas nie zna nawet imion  rodzimych bóstw, nie wspominając o tradycjach i zabobonach z nimi związanych. Z tego powodu "Szeptucha" Katarzyny Bereniki Miszczuk jest orzeźwiająca i niezwykle atrakcyjna. Akcja toczy się nie w odległym kraju i czasie, ale w Bielinach, małej miejscowości w województwie świętokrzyskim i w czasach współczesnych, tyle że w alternatywnej rzeczywistości, w której Mieszko I nie przyjął chrztu. Główna bohaterka Gosia to młoda hipochondryczka, szalenie bojąca się kleszczy, która doskonale wprowadza nas w świat przedstawiony, ponieważ jest prawie tak zielona jak my. Dziewczyna może nas  niekiedy irytować swoim zachowaniem (po co zakładać majtki z "Hello Kitty" skoro wstydzi się je pokazać w strategicznej sytuacji?), ale nie na tyle żeby działało to na niekorzyść historii. Pierwszy władca Polan to prawdziwy bohater, który zawsze pojawia się tam gdzie trzeba, a szeptucha Jaga wbrew naszym wyobrażeniom, wcale nie wie wszystkiego. W powieści na tej samej płaszczyźnie co ludzie pojawiają się bogowie i inne stwory, którzy posiadają ludzkie cechy. Są chciwi, zazdrośni, żądni władzy i niewszechwiedzący. Autorka stworzyła piękną opowieść o miłości i trudach życia w świecie, w którym na każdym kroku może czyhać niebezpieczeństwo. Tym co mnie zachwyciło w tej książce był język, którym została napisana. Może niezbyt kunsztowny i przesycony "mądrymi" słowami, ale po prostu POLSKI. Dialogi to nie tylko "tak" i "nie", ale prawdziwy zapis rozmowy - naturalnej. Wbrew pozorom to naprawdę zasługuje na docenienie, mam wrażenie, że taki sposób narracji jest nieznany sporej części współczesnych twórców.  Gorąco polecam wszystkie 4 części "Szeptuchy" i ostrzegam, że po przeczytaniu ich ciężko będzie Wam znaleźć coś, co może im dorównać.

Mam nadzieję, że spodoba wam się nowa seria recenzji książek w wykonaniu Sabiny.
Do następnego!

Kiedy stres bierze górę. Czyli jak opanować negatywne emocje bez zbędnego pier*olenia?

Kiedy stres bierze górę. Czyli jak opanować negatywne emocje bez zbędnego pier*olenia?

Dzień dobry, dobry wieczór!

Ostatnio zapytałam na pewnej grupie, o czym chcielibyście poczytać, dostałam wiele świetnych pomysłów, które powoli będę realizować, ale jeden spodobał mi się najbardziej, mianowicie:
"Jak opanować negatywne emocje bez zbędnego pier*olenia"

Negatywne emocje często biorą górę, kiedy stajemy w kłopotliwych sytuacjach. Stresujące momenty potrafią odbić się w naszym życiu na długie dni, a czasem nawet tygodnie. Co wtedy zrobić? Jak się zrelaksować? Jak przestać pier*olić i wziąć się w garść? Mam kilka sprawdzonych sposobów, do których często uciekam i dzięki nim za każdym razem odnajduję choć odrobinę spokoju.

1. Daj sobie prawo
Chyba każdy z nas ma czasem momenty, że jedyne na co ma się ochotę to usiąść i płakać.
I nie ma co się na siłę hamować, daj sobie prawo płakać! Łzy nie są niczym złym, wejdź pod prysznic, zamknij się w pokoju i po prostu wylej z siebie cały żal. Płacz powoduje uwolnienie dwóch hormonów – opioidów i oksytocyny, które działają jako naturalny środek przeciwbólowy i przynoszą nam natychmiastową ulgę. Łzy to zdrowie!

2. Daj sobie spokój
Fu*k it! John Lennon wypowiedział kiedyś wspaniałe słowa -  "Jeśli coś Ci się nie podoba, nie musisz tego robić! I tak jest już po herbacie, przecież wszystkich nie dasz rady uszczęśliwić, więc… pieprz to!" Nic dodać, nic ująć, po prostu daj sobie spokój.

3. Daj sobie wycisk
Ruch to zdrowie! Idź na siłowie, razem z potem spłyną z Ciebie negatywne emocje. Wysiłek fizyczny zmniejsza poziom kortyzolu – hormonu stresu, wytwarzanego w sytuacjach nerwowych. Podczas treningu uwalniane są norepinefryna i serotonina – składniki niektórych leków antydepresyjnych, rośnie także poziom endorfin czyli hormonów odpowiadających za stany euforyczne, dobry nastrój oraz zmniejszających ból, także psychiczny. Najprościej rzecz ujmując gdy zmęczysz się fizycznie, odpoczniesz psychicznie. Wystarczy 10 minut dziennie, aby poczuć się lepiej, wejdź na bieżnię, włącz sobie zestaw ćwiczeń na YouTube i po prostu ćwicz!

4.Daj sobie zadanie
Pisałeś kiedyś dziennik? Jeśli tak, to brawo ty! Jeśli nie, zacznij od razu! Może i brzmi to dziecinnie, ale naprawdę działa! Po co wylewać swoje żale innym ludziom i narażać się na krzywe spojrzenia, czy zbędną krytykę, skoro można wylać je na papier. Spisywanie swoich emocji przez kilka minut pozwala lepiej radzić sobie z przejmującymi i przytłaczającymi emocjami. Jeśli nie dziennik, to zwyczajna kartka papieru zupełnie wystarczy. Możesz ją późnej spalić i patrzeć jak twoje smutki idą z dymem! 

5. Wejdź do kuchni
Ostatnio przeczytałam gdzieś cytat "Jesteś tym co jesz. Dlatego nie bądź szybka, tania i sztuczna". Najlepszym sposobem na odstresowanie i poprawę nastroju jest właśnie jedzenie. Nie chodzi tu wcale o wiaderko lodów i tabliczkę czekolady, ale o zbilansowane posiłki pełne witamin.Odżywianie ma wielką moc, dlatego lepie poświęć więcej czasu przygotowanie posiłków. W sieci znajdziemy ogrom przepisów, prostych w wykonaniu, ale bardzo pożywnych. Moje ulubione? Koktajle z dodatkiem jagód i malin, pasta z awokado, szparagi w sosie czy rybka na parze z brokułami.

To tylko kilka sposobów, ale jest ich o wiele więcej, mniej lub bardziej skutecznych. Przedstawiłam tutaj te, które dla mnie są najlepsze. Jeśli macie swoje sposoby, na pozbycie się negatywnych emocji, podzielcie się nimi w komentarzach na dole.
Do następnego!
Dzień dobry!

Dzień dobry!

To znowu ja.
Macie już dość tego ciągłego "pojawiam się i znikam"? Taaa... ja też. Chyba najwyższy czas zebrać się w sobie i ruszyć z kopyta, szczególnie teraz gdy leżę po operacji i delikatnie mówiąc dostaję pierdolca.
Czemu mnie tyle nie było? Studia, zdrowie, studia, rodzina, studia i tak w kółko. Ale teraz kiedy już to wszystko ogarnęłam i mam odrobinę więcej czasu (a mam leżeć 2 tygodnie...), chcę zacząć pisać od nowa.
Kiedy zajrzałam tutaj po około pół roku zaczęłam mieć wyrzuty sumienia, że tak nagle zostawiłam blogowanie, zobaczyłam mnóstwo zaczętych i nigdy nie dokończonych wpisów i tę starą nieszczęsną nazwę... Nie pytajcie, co mną wtedy kierowało, bo to z moim mózgiem nie miało wiele wspólnego. Królik odszedł, a może raczej pokicał w siną dal (oby nie wrócił), natomiast pojawiła się Livka i jej małe życie, które jest samo w sobie raczej przeciętne, choć dla niektórych stanowi nie małą sensację.
Tak więc, co u mnie nowego?
Studiuję sobie ekonomię społeczną w Krakowie. Mieszkam, a raczej mieszkałam z cudowny Krasnoludkiem w akademiku, co było dla mnie przygodą życia. Poznałam wielu wspaniałych ludzi, przebrnęłam przez sesję bez szwanku stając się Iskierką nadziei, która jest przygotowana za trzech (dosłownie). A teraz leżę sobie w łóżeczku i powoli wracam do sprawności po kolejnej operacji.
I tak sobie mija ten czas.
Jeśli macie jakieś pomysły na wpisy itp. piszcie w komentarzach, na facebooku czy na instagramie, przekierowanie do moich social mediów w zakładce "JESTEM TUTAJ".

Zapraszam i do następnego, pa!
Krótka recenzja Kindle 8

Krótka recenzja Kindle 8


Dzień dobry!

Jak wspominałam w ostatnim poście, udało nam się wyjechać na krótkie wakacje do Szkocji. Przywiozłam ze sobą wiele rzeczy, a między innymi udało mi się upolować czytnik e-booków Amazon Kindle 8.

Długo wahałam się nad jego zakupem, nie ukrywajmy, do najtańszych on nie należy. Niestety nie mogłabym sobie pozwolić na zakup Kindle w Polsce, ponieważ byłby to zbyt duży wydatek (ponad 400 zł), w Szkocji natomiast cena wynosi 60 funtów, czyli około 280 zł.


Kindle ma mnóstwo zalet, ale niestety ma też kilka wad (choć, dla mnie to żadne wady):

ZALETY:
 rozmiar i waga - Kindle 8 ma wielkość mojej dłoni, czyli nie za mały, nie za duży. Do torebki się zawsze zmieści, jest także mega leciutki, a jego wymiary to konkretnie: 160 mm x 115 mm x 9,1 mm przy 161 g,
łącze Bluetooth - w instrukcji na stronie 9 przeczytamy o funkcji VoiceView umożliwiającej sterowanie czytnikiem i słuchanie jego zawartości przy pomocy słuchawek Bluetooth,
4 GB pamięci wewnętrznej - co tu dużo pisać, mieści naprawdę bardzo, bardzo duuuuuużo książek
bateria - bateria ma przetrzymać cztery tygodnie czytania, ja od nowości (był naładowany do około połowy) ładowałam tylko raz.

WADY:
• brak menu w języku polskim - Kindle niestety nie posiada menu w języku polskim, dla mnie nie jest to żaden problem, ale dla niektórych może być to uciążliwe,
• mały wybór książek w języku polskim w Kindle Store - ale zawsze można je kupić gdzie indziej,
• cena - jak już wspominałam nie jest on najtańszy i nie każdy może sobie na niego pozwolić.

Jak wiadomo ebooki są o wiele tańsze od książek papierowych, wybór jest równie wielki. Książki można ściągać również z nieoficjalnych źródeł, Amazon raczej nie ma z tym problemu i wgrane książki nie znikają, nie są wyciągane również z tego żadne konsekwencje.

Jestem niesamowicie szczęśliwa, że zdecydowałam się na ten zakup, chociaż gdyby nie mój ukochany pewnie bym go nie kupiła.
Serdecznie polecam wszystkim, którzy czytają dużo książek i nie lubią taszczyć  ze sobą wszędzie ciężkich książek :)

Do następnego!

Małe, wielkie powroty

Małe, wielkie powroty

Witajcie kochani!
Dawno mnie tu nie było, ale niestety w maju mój laptop odmówił współpracy i postanowił już się nie włączyć.
Poza tym wiele rzeczy miałam na głowie: składanie papierów na studia, kurs na prawo jazdy czy wakacje w Szkocji.
Teraz, kiedy wróciłam mam zamiar troszkę nadrobić zaległości. Mam wiele pomysłów oraz znalazło się kilka kwestii, które chciałabym omówić.

Od jakiegoś czasu nie mam w ogóle ochoty wychodzić z domu, niedługo stanę się całkiem aspołeczna, ale co tam, skoro tyle ciekawych książek czeka na przeczytanie, ale o tym niebawem.

Do następnego :)
Moja pielęgnacja

Moja pielęgnacja

Na co dzień zmagam się z cerą trądzikową, co nie jest tajemnicą, moja skóra jest tłusta, ale wystarczy kilka dni nieodpowiedniej pielęgnacji i staje się wysuszona na przysłowiowy wiór.
Na początku miesiąca, kiedy moja buzia była w opłakanym stanie i kompletnie nic nie pomagało, a twarz krzyczała "pomocy" wysuszona przez wszelkiego rodzaju maści przepisane przez dermatologa, które i tak nic nie robiły, postanowiłam zasięgnąć porady z książki Charlotte Cho "Sekrety urody Koreanek. Elementarz pielęgnacji", którą udało mi się ściągnąć z internetu.

Sekrety urody Koreanek. Elementarz pielęgnacji:
Przeczytałam ją w tempie ekspresowym i postanowiłam działać. Troszeczkę zmodyfikowałam słynne 10 kroków, dostosowałam odpowiednie produkty i zaczęło się...
Na początku przeżyłam chwile zwątpienia, ponieważ taka pielęgnacja jest bardzo czasochłonna, ale bardzo szybko dostrzegłam efekty.
Nigdy wcześniej nie korzystałam z aż tak wielu produktów, mało czasu poświęcałam pielęgnacji, wolałam dłużej zajmować się z makijażem, nakładając kolejne, grube warstwy podkładu.
Po przeczytaniu "Sekretów urody Koreanek", diametralnie zmieniło się moje podejście do makijażu i pielęgnacji. Dosłowny obrót o 360 stopni.


JAK WYGLĄDAM MOJE 10 KROKÓW? 

1. DEMAKIJAŻ I OLEJEK MYJĄCY
Odkąd mam przedłużone rzęsy, zajmuje mi to najmniej czasu. Do demakijażu oczu i ust używam różowego płynu micelarnego z Garniera.
Następnie na resztę twarzy, okrężnymi ruchami wmasowuje w twarz olejek myjący, polecam Olejek różany do mycia twarzy Rose Care z Bielendy, który cudownie pachnie i świetnie domywa twarz z resztki kremów i podkładu. Kiedy wmasuje go w twarz, dodaje trochę wody, dzięki czemu olejek zamienia się w emulsję i najzwyczajniej myję nim twarz. Spokojnie możecie użyć naturalnych olejów, na przykład kokosowego, ale on może pozostawić tłusty film na skórze.
2. KOSMETYK NA BAZIE WODY
Tak, znowu oczyszczanie, jeszcze raz, okrężnymi ruchami myję twarz. Dwuetapowe oczyszczanie jest koreańską specjalnością i mogę wam obiecać, że to działa. Używam do tego La Roche-Posay Effaclar dogłębnie oczyszczający żel do skóry tłustej i wrażliwej.
Dla mnie jest od idealny, kiedy używałam tylko jego wysuszał mi skórę, ale teraz jako jeden z kroków pielęgnacji nie robi mi nic złego, a wręcz przeciwnie, ma same plusy.

3. PEELING 
Peelingu nie używam codziennie, ale co drugi lub co trzeci dzień. Nie ograniczam się do jednego rodzaju, raz używam gruboziarnistego, raz enzymatycznego, zależnie od tego co mam pod ręką.
Szoruję nim nos i policzki, a także czoło, czyli tam gdzie pojawia mi się najwięcej zaskórniaków. Po tym kroku osuszam twarz bawełnianymi ręczniczkami.

4. TONIK
Tu się nie będę rozpisywać. Spryskuję twarz i szyję tonikiem z Evree Magic Rose i czekam aż się wchłonie.

5. ESENCJA
Niestety esencji nie używam, jeszcze nie trafiłam na nic odpowiedniego dla siebie. Ale powoli przymierzam się do esencji z Bielendy.

6. SERUM
Z racji tego, że mam okropne przebarwienia po trądziku na policzkach muszę używać produktów rozjaśniających, z tego względu sięgnęłam po Bielenda, Skin Clinic Profesional, Super Power Mezo Serum, Aktywne serum rozjaśniające, które moim zdaniem pachnie CUDOWNIE. Używam go niedługo, ale po pierwszym użyciu zauważyłam, że skóra jest bardziej rozświetlona. Po nałożeniu odczekuję dłuższą chwilę, zanim przejdę do kolejnego kroku.


7. MASECZKI W PŁACHCIE
Moja ulubiona część pielęgnacji. Po nałożeniu maseczki, resztę serum, które zostaje w opakowaniu i na rękach wmasowuję w skórę na szyi i ramion, po czym relaksuję się przez około 20 minut, po tym czasie zdejmuję maskę, a serum wklepuję w skórę twarzy. Niestety nie mam na ten krok czasu codziennie, ale staram się stosować je jak najczęściej. Taką maseczkę nakładam minimalnie 2 razy w tygodniu. Moje ulubione to jak na razie maski z Holika Holika, ale testuję również inne (post na temat maseczek, na pewno pojawi się za jakiś czas na blogu).

8. KREM POD OCZY
Tak, to już prawie koniec! Krem pod oczy wklepuję małym palcem w skórę oczodołu. Nie mam dużych problemów z sińcami czy worakami pod oczami, więc wybrałam- Ziaja, Krem pod oczy i na powieki rozjaśniający cienie z bławatkiem. Jak dla mnie jest ok, ale dla kogoś z większymi problemami może być za słaby.

9. NAWILŻANIE
To koniec pielęgnacji wieczornej. Przyszedł czas na krem nawilżający! Wklepuję go dwoma palcami, w dość sporej ilości na noc, mój ulubieniec to Nivea Care lekki krem odżywczy. Raz na jakiś czas stosuję maseczkę całonocną z Perfecty z aloesem. Na dzień natomiast stosuję Effaclar Duo [+], który po prostu uwielbiam.

10. FILTRY UV
Nieodłączny punkt porannej pielęgnacji. O kremie z filtrem nie można zapominać, a szczególnie teraz kiedy lato za opasem. Jeśli wychodzę "do ludzi", zamiast ciężkiego podkładu stosuję delikatny krem BB z Garniera z SPF 20. Jestem nim pozytywnie zaskoczona, tani i dobry, duży plus dla niego. A jeśli zostaję w domu, używam zwykłego kremu z filtrem z Ziaji. Więcej o szkodliwym działaniu słońca na naszą skórę w książce Charlotte Cho.


WARTO? WARTO.

Wiem, że to 10 kroków może zniechęcić, ale uwierzcie mi, skóra już po pierwszym takim zabiegu staje się zupełnie inna w dotyku, jest miękka i delikatna. W moim przypadku efekty stały się widoczne bardzo szybko. Będę zachwalać pod niebiosa książkę Charlotty Cho, ponieważ na zawsze odmieniła moje podejście do pielęgnacji, ale nie tylko.
Jeśli nie udało mi się was przekonać, polecam zajrzeć do "Sekretów urody Koreanek. Elementarz pielęgnacji". Tam znajdziecie więcej porad, nie tylko urodowych, jestem pewna, że dzięki niej wiele waszych nawyków pielęgnacyjnych ulegnie zmianie.

Jeśli chciałby ktoś nabyć książkę w formacie pdf, może śmiało pisać do mnie na moich portalach społecznościowych.

Do następnego!
Życie na Instagramie

Życie na Instagramie

Instagram- jeden z najpopularniejszych portali społecznościowych XXI wieku, który robi furorę wśród gwiazd, nastolatków i nie tylko. Ale czy prawdziwe życie jest tak idealne jak konta użytkowników?

Piękne, minimalistyczne zdjęcia, świeże kwiaty i idealne mieszkania. Właśnie to często widujemy na stronie głównej tego popularnego portalu. Wszystko jest taki idealne, że normalny człowiek  może wpaść w depresję, jeśli nie podejdzie do tego z dystansem.
Wiele młodych osób zadaje sobie przez to wiele pytań, ale najczęściej jednak padają słowa:

"Dlaczego moje życie nie wygląda tak pięknie, jak życie ze zdjęć na Instagramie?"

Odpowiedź jest poniekąd prosta, życie w social mediach, tak na prawdę nie ma wiele wspólnego z życiem, które toczy się poza nim.

Na instagramie panuje sztuczność, wszystko jest starannie wyretuszowane, brakuje tutaj naturalności.
Ale jak oczekiwać naturalności, kiedy takie gwiazdy jak Kylie Jenner czy Kim Kardashian udostępniają zdjęcia w profesjonalnie wykonanym makijażu czy nie oszukujmy się, korzystają z "dobrodziejstw" photoshopa.

Moim zdanie to nie fair wobec nas- "zwykłych ludzi". Wiele młodych dziewczyn przez ten wyidealizowany świat często wpada w kompleksy, starają się upodobnić do gwiazd, których profile obserwują, a każde niepowodzenie w dążeniu do czegoś co tak naprawdę nie istnieje powoduje, że ich samoocena leci na łeb, na szyję.

Idealne zdjęcia, na których dopracowany jest każdy, nawet najmniejszy szczegół, często powstają nie przy pomocy zwykłych smartfonów, ale profesjonalnych aparatów fotograficznych. Dzięki czemu jakość zdjęć różni się diametralnie od tych wykonanych telefonem. A czy przypadkiem jednym z założeń Instagrama nie było wrzucanie zdjęć wykonanych telefonem?

W czasach, gdzie social media stały się wyznacznikiem mody, a królową Instagrama została Kim Kardashian, naturalność zrobiła "puff" i zwyczajnie zniknęła. Gdzie się podziała świeżość i delikatność?

Przyszła wiosna, może to właśnie ten czas, ale pożegnać trendy z IG i wyjść no makeup na miasto, nie przejmując się, że nie wyglądasz jak Selena Gomez na sesji dla Vogue.

Nie bójmy się być sobą, nie bójmy się być nieperfekcyjne!
Copyright © 2014 Małe życie Liv , Blogger